Jak odkryłeś w sobie pasję do podróży?
Pasja do podróży, zwłaszcza pieszych, zrodziła się we mnie po przeprowadzce do Szwecji w 2005 roku. Najpierw eksplorowałem okolice Sztokholmu, a gdy kupiłem swoje pierwsze auto, zacząłem jeździć także do rezerwatów przyrody i parków narodowych. W Skandynawii natura jest urzekająca, ale świetna jest też cała infrastruktura turystyczna. Kilka tysięcy dobrze oznakowanych szlaków, wiaty i otwarte dla wszystkich domki, w których można bezpłatnie nocować. Spójrzmy chociażby na Sörmlandsleden: ten piękny szlak o długości 1000 kilometrów podzielony jest na 66 etapów. Każdy etap zaczyna się i kończy przy stacji metra, autobusu lub pociągu. Można więc bez problemu docierać co weekend do kolejnego odcinka i tak pokonać całą trasę. A gdy już odwiedziłem wszystkie parki narodowe i rezerwaty przyrody w okolicach stolicy, zacząłem wybierać coraz bardziej oddalone cele. Aż dotarłem za koło podbiegunowe, gdzie zdobyłem najwyższy szczyt Szwecji, czyli Kebnekaise.
Zwiedziłeś już wiele zakątków świata. Które z nich zrobiły na Tobie największe wrażenie?
Zdecydowanie Kenia: dzika, naturalna, surowa. Ale jeszcze bardziej zapadli mi w pamięć tamtejsi ludzie, którzy bardzo różnią się od Europejczyków. Są nie tylko bardzo wrażliwi i szczerzy, ale też otwarci i pomocni. Właściwie to tylko w Afryce spotkałem się z tak ogromną życzliwością i zainteresowaniem. W Europie nie zwracano na mnie uwagi. Ludzie mijali mnie z całkowitą obojętnością.
Często też wracam wspomnieniami do widoków z parków narodowych Sarek i Padjelanta. Stanowią one ogromny kontrast do krajobrazu afrykańskiego, ale jak dla mnie to najpiękniejsze miejsca w Szwecji.
Które z Twoich wypraw były najbardziej niebezpieczne i dlaczego?
Tu znów na pierwszym miejscu umieściłbym moją kenijską przygodę, ale tylko teoretycznie. W praktyce nic złego się nie wydarzyło. Decydując się na tę podróż musiałem jednak brać pod uwagę ryzyko rabunku lub porwania przez ugrupowania terrorystyczne z Etiopii.
Kolejną niebezpieczną wędrówką była zimowa wyprawa Abisko do Österusnd w Szwecji. Zagrożenie wynikało z faktu, że szedłem pieszo nieoświetlonymi drogami, czasami w kiepskich warunkach pogodowych, co jeszcze bardziej ograniczało moją widoczność. To była jednak jedyna opcja na sprawdzenie się w warunkach zimowych. Na całe szczęście kierowców szwedzkich cechuje duży rozsądek za kółkiem.
Tak naprawdę każda moja wędrówka niesie ze sobą mniejsze lub większe ryzyko. Często poruszam się drogami, po których jeżdżą auta z dużymi prędkościami. W Portugalii musiałem iść cały dzień drogą bez pobocza, na której często mijały mnie auta ciężarowe. W takich sytuacjach staram się zachować szczególną ostrożność.
Wiem, że teraz jesteś w trakcie przygotowań do najtrudniejszej i najdłuższej podróży w swojej karierze, która ma trwać aż 3 lata! Czy możesz zdradzić jakieś szczegóły?
Jasne! Przede wszystkim, to spełnienie moich marzeń! Trasa obejmuje 17 krajów, wszystkie strefy klimatyczne i czasowe. To około 22 tys. kilometrów drogi przez Afrykę i Azję. Planowanie takiej wyprawy wymaga mnóstwo pracy logistycznej, zbierania informacji, kompletowania sprzętu i papierologii. Pierwsze działania w tym kierunku rozpocząłem w 2020 roku. Więc niedługo moje przygotowania będą trwały tyle, ile sama wyprawa. To dla mnie ogromny sprawdzian, ale też źródło niekończącej się ekscytacji.
Czy Twoje ostatnie wyprawy do Kenii i Portugalii stanowiły trening przed główną wyprawą?
Odkąd zrodził się mój plan, cele kolejnych wędrówek dobieram pod kątem warunków pogodowych lub rzeźby terenu – zależy mi na tym, żeby nauczyć się radzić sobie ze zróżnicowanymi wyzwaniami.
Portugalia, choć dotarłem do niej dopiero pod koniec zeszłego roku, była planowana na długo przed Kenią. Moje plany zniweczyła jednak przedłużająca się pandemia. Pół świata było zamknięte, ale nie Afryka. Miałem 5 tygodni urlopu, musiałem więc dobrać trasę, którą uda mi się w takim czasie zrealizować. Postanowiłem przejść Kenię „po długości”, czyli od granicy z Etiopią do granicy z Tanzanią. Cały odcinek wyniósł 940 km i zajął mi dokładnie 30 dni z jednym wolnym dniem na odpoczynek. Jedna trzecia trasy przebiegała przez tereny pustynne, gdzie słońce paliło skórę i nie było możliwości zdobycia wody czy jedzenia – wszystko musiałem mieć ze sobą. Wiatr unosił piach w powietrze a ten osadzał się na ciuchach, skórze, wózku i wszędzie, gdzie tylko mógł. Bywało ciężko, mimo to bardzo miło wspominam wędrówkę przez serce Afryki i już nie mogę doczekać się powrotu na ten kontynent!
Portugalia była dla mnie szczególnie ważnym punktem na liście przygotowań, bo musiałem sprawdzić siebie i sprzęt w deszczu. A Portugalia w grudniu to 70 % dni deszczowych. Ciepło, ale leje. Kenia, również była obowiązkowa i konieczna. Dzięki wędrówce przez Kenię mogłem zmierzyć się z pustynią, górami, gorącem, zaprzyjaźnić z afrykańskim klimatem, poznać lokalną społeczność i zwyczaje. Pięć tygodni pobytu dało mi ogromne doświadczenie i wgląd w to, co mnie czeka.
Takie podróże sporo kosztują, jak radzisz sobie ze stroną finansową swoich wypraw?
D: Każdą z dotychczasowych moich wędrówek finansowałem w 100% we własnym zakresie. Bardzo fajny wyjątek stanowiła pomoc zaoferowana mi przez Kongres Polaków w Szwecji i Polonia Run 1918- World Federation of Independence Run.
Czy to dlatego na wielu zdjęciach widzę Cię w podkoszulce Polonia Run 1918 - Bieg Niepodległości?
Tak, choć bardzo długo nie miałem pojęcia o Polonia Run 1981. Aż do wspominanej wcześniej wyprawy zimowej z Abisko do Österusnd – całe 940 km w zimnie i ciemnościach. Pierwotny plan zakładał przejście historycznym szlakiem przez 4 kraje z Murmańska do Narviku, ale byłem świeżo po operacji dłoni i nie dostałem pozwolenia od ubezpieczalni na wędrówkę poza granicami Unii Europejskiej. Brakowało mi również funduszy, ponieważ z ręką w gipsie nie mogłem pracować. I wtedy z pomocą przyszły mi Polonia Run wraz z Kongresem Polaków w Szwecji. Oprócz niezbędnych funduszy dostałem również koszulkę z logiem Polonia Run 1918, którą nosiłem na sobie podczas zimowego przejścia za kołem podbiegunowym. W końcu bez tego wsparcia realizacja mojego planu nie byłaby możliwa!
Ale mogą mnie też wesprzeć indywidualni darczyńcy. W zamian dostają ode mnie dostęp do rozszerzonych relacji z wypraw i inne bonusy, no ale o tym trzeba przekonać się samemu odwiedzając mój profil na Patronite (https://patronite.pl/pieszoprzezswiat), gdzie jednorazowo lub co miesiąc można wpłacać mniejsze lub większe kwoty.
Jeśli czytelnicy tego wywiadu zechcą mi pomóc w realizacji planu, mogą to też zrobić przez szwedzki Swish (0722880393) lub bezpośrednio na polskie konto wyprawowe.
Na zakończenie powiedz nam, jak godzisz swoja pasje z życiem prywatnym, bo przecież chyba takowe masz?
Hmmmm, całe moje życie skupia się na wyprawach i przygotowaniach do trzyletniej wędrówki. Zrobienie czegoś wielkiego wymaga poświęceń, ograniczeń i wyrzeczeń. Dlatego każda wyprawa była organizowana podczas letniego urlopu lub w okresie świąteczno-noworocznym, kiedy to dzięki nadgodzinom dostaję 3 tygodnie wolnego. Tylko rodzina trochę się skarży, że już dawno nie spędzałem Bożego Narodzenia z nimi!
Poza tymi okresami oddaje się całkowicie pracy. Zbieram nadgodziny i odkładam pieniądze na wyprawy.
Wywiad z Danielem przeprowadziła Elizabeth Blania Kacprzyk, założyciel Polonia Run 1918 i członek Prezydium Kongresu Polaków w Szwecji. 3 luty 2023
Zdjęcia Daniel Korzeniewski